Na jego skinienie słudzy rozsiedli się wokół, obejmując nawzajem ramionami. Wytrzeszczonymi oczami obserwowali zabiegi korynckiego młodzika, szeroko rozdziawiając usta i oblizując łakomie wargi, jakby sami chcieli zasmakować greckich rozkoszy.
Eunicos tymczasem pochwycił członek w obie dłonie i przytulił do policzka, czyniąc rytmiczne poruszenia wzdłuż wydźwigniętego w górę instrumentu. Gdy uznał, że gotów jest do właściwej gry, wziął znowu flet do ust. Drażnił przy tym jądra opuszkami zręcznych palców, bawiąc się nimi jak jego rówieśnicy drewnianymi kulkami. Na serio zaczęło się teraz ssanie, wciąganie i głębokie wchłanianie membrum virile aż do porośniętej rudym włosem nasady. Neron w roznamiętnieniu przewracał gałkami oczu, po chwili jednak odezwał się całkiem trzeźwo:
– Dalejże, opowiedz mi o tych groźnych wichrzycielach, których wyśledził Apoloniusz, nim całkiem stracę zmysły – ponaglił mnie, dowodząc tym samym, iż nie zagubił głównego wątku rozmowy.
– Mąciciele podburzający biedotę – podjęłam skwapliwie temat – pochodzą wprawdzie z Judei, lecz pobożni Żydzi są ich największymi wrogami.
– O kim zatem mówimy? – spytał stropiony władca. – Jakaś nowa żydowska sekta?
– Zbuntowana sekta – wyjaśniłam z naciskiem – odrzucona przez własny lud. To chrześcijanie, wyznawcy Nazarejczyka ukrzyżowanego przez was za czasów Tyberiusza.
Neron zmarszczył czoło, jakby usiłując coś sobie przypomnieć.
– Zwolennicy tego cudacznego Chrestosa? – skojarzył wreszcie. – Tygellin wspominał o nich kiedyś… Mówił jednak, że to nieszkodliwi dziwacy, łagodni idealiści, głoszący pokój i miłość, błądzący głowami w chmurach. Szanują cesarską władzę, więc nie zagrażają Republice…
– Tygellin się mylił – stwierdziłam obcesowo. – Sam to teraz przyznaje. Pieski Apolloniosa mają lepszy węch i wyniuchały ostatnio świeży trop…
– Jaki? – zainteresował się imperator.
– Straszna duchowa zaraza została tu przywleczona z Azji – zaczęłam, starając się mówić jak najzwięźlej i najprzystępniej, choć zarazem dość poetycko, by poruszyć artystyczną duszę rozmówcy. – Jej miazmaty zagnieździły się w rzymskich podziemiach i wypełzają powoli na powierzchnię, atakując kolejne ofiary. Zarażeni uważają się za tych, co poznali jedyną, absolutną prawdę, a ich misją jest zanieść ją innym, przekazać całemu światu. Siewcy tej zarazy, tak zwani apostołowie, to bezwzględni fanatycy, lecz zarazem ludzie obdarzeni sprytem i wolą. Jak powiedziałeś, głoszą pokój i miłość bliźniego, ale kieruje nimi naprawdę nienawiść. Nienawidzą naszej kultury i filozofii, naszych rozrywek i codziennych radości. Pragną to wszystko zniszczyć w imię swojego boga i nie spoczną, dopóki tego nie dokonają. Dlatego tumanią najniższe warstwy, kaptują skrzywdzonych i poniżonych. Działają głównie wśród barbarzyńskich niewolników, nawet gladiatorów, a ponadto nędzarzy, bezdomnych włóczęgów, ubogich rzemieślników… Wiemy jednak, że udało im się także pozyskać dla swojej sprawy parę bogatych wdów i niefortunnych w zamęściu patrycjuszek. Wszystkim obiecują pośmiertną nagrodę za ziemskie cierpienia, wieczną niebiańską szczęśliwość…
.