„Konieczne było, aby najśmielsi i najenergiczniejsi wzięli na swoje barki odpowiedzialność, inicjatywę rzucenia iskry w proch. Tę iskrę rzuciliście, dając przykład innym, jako przodownicy walki narodu polskiego o niepodległość ojczyzny” – napisał w rozkazie z sierpnia 1914 roku, gdy pierwsi polscy żołnierze wkraczali na ziemie zaboru rosyjskiego, Józef Piłsudski. Sam należał do tych, którzy po upadku Powstania Styczniowego najwcześniej wzięli na swoje barki „inicjatywę rzucenia iskry w proch”. Choć początkowo niewiele na to wskazywało.

Kossak_Wojciech_-_Piłsudski_on_HorsebackJózef Klemens Piłsudski urodził się w grudniu 1867 roku w Zułowie na Litwie w szlacheckiej, zubożałej rodzinie, w której pielęgnowano patriotyczne tradycje. Jego ojciec brał zresztą udział w Powstaniu Styczniowym. Po ukończeniu wileńskiego gimnazjum, Piłsudski rozpoczął studia medyczne w Charkowie. „Przed młodym człowiekiem po maturze otwierały się właściwie trzy drogi: prawo, filozofia lub medycyna. Prawo – w praktyce oznaczało zostać urzędnikiem; filozofia – nauczycielem gimnazjalnym. Pozostawała medycyna – powszechny rezerwuar niezaspokojonych duchów. I wielka niewiadoma – pisał Tadeusz Boy-Żeleński. – Można było sobie pomarzyć. O wytwornych pacjentkach, albo będąc chirurgiem o ocaleniu życia młodej milionerce, która połknęła brylantynowy guzik, i o zaślubieniu jej. Społecznik, jakiś doktor Judym, mógł sobie pomarzyć o reformach socjalnych. Ktoś o bardziej awanturniczym usposobieniu może być lekarzem marynarki i objechać cały świat. Tamte wydziały to po prostu dalszy ciąg gimnazjum, książki i skrypta, tutaj kościotrup w szafie, ku przerażeniu kuzynek, krajanie trupów, wdzieranie się skalpelem w sam rdzeń istnienia”. Trudno powiedzieć, czy Piłsudski marzył o brylantynowym guziku połkniętym przez młodą milionerkę, czy może o judymowej pomocy biednym, ale jest faktem, że medycyna dawała wówczas niezależność, a wśród późniejszych legionistów byłych studentów tego kierunku nie brakowało.

Na charkowskich studiach Piłsudski zetknął się z konspiracją, ale początkowo nie bardzo się tym zainteresował, a po skończeniu roku akademickiego złożył podanie o przeniesienie na uniwersytet w Dorpacie, wówczas jednym z najlepszych ośrodków akademickich w Rosji. Czekając na decyzję władz oświatowych wrócił do Wilna, gdzie z dawnymi gimnazjalnymi przyjaciółmi regularne dyskutował o socjalizmie, zdobywającym wówczas wśród inteligenckiej młodzieży dużą popularność. Młodym ludziom podobały się hasła równości i sprawiedliwości, choć w tym środowisku socjalizm był atrakcyjny przede wszystkim jako sprzeciw wobec caratu. Po latach Piłsudski przyznał, że sięgnął w tym czasie po prace Marksa, w tym po „Kapitał”, ale książka i zawarte w niej idee nie bardzo na niego podziałały.

Młodzieńcza konspiracja, bardzo jeszcze niedojrzała, zakończyła się jednak dla późniejszego Naczelnika Państwa tragicznie. W 1887 roku został skazany na mające trwać pięć lat zesłanie na Syberii. Wszystko za sprawą bojowców z Frakcji Terrorystycznej Norodnoj Woli – wśród nich starszego brata Włodzimierza Lenina, Aleksandra Uljanowa, którzy w Wilnie poszukiwali trucizny mającej pomóc w uśmierceniu znienawidzonego cara Aleksandra III. Józef Piłsudski służył jednemu z nich za przewodnika po Wilnie, a podczas procesu był właściwie jedynie świadkiem. I tak miał jednak szczęście, bo jego starszego brata, Bronisława, skazano na piętnaście lat katorgi.

.

Po więzieniu

Pilsudski_and_Rydz-SmiglyJózef Piłsudski odsiedział cały wyrok i ponownie znalazł się w Wilnie w 1892 roku. Nie bardzo wiedział co dalej. Nie było już oczywiście mowy o powrocie na studia, a sytuacja finansowa rodziny, na skutek chybionych inwestycji ojca, jeszcze się pogorszyła. Związał się z Polską Partią Socjalistyczną i po spotkaniu z jednym z jej twórców, Stanisławem Mendelsonem, został członkiem naczelnych władz partii na Litwie oraz redaktorem naczelnym „Robotnika”. Wkrótce ożenił się z Marią Jusikiewiczową, o względy której starał się zresztą także jego późniejszy, zaprzysięgły przeciwnik polityczny, Roman Dmowski. Po latach spotkali się w Japonii, gdy ta toczyła wojnę z Rosją. Dmowski przebywał w Tokio jako przedstawiciel Ligi Narodów, Piłsudski zaś czynił starania, aby namówić japońskich polityków do utworzenia legionu polskiego, który wspomógłby cesarską armię w jej zmaganiach z Rosją. Spotkali się, zupełnie przypadkowo, na ulicy, a choć od czasu konkurów o rękę Marii uważali się za śmiertelnych wrogów, to – jak na dżentelmenów przystało – przywitali się i odbyli później wielogodzinną rozmowę w cztery oczy. Nie było to zresztą ich jedyne spotkanie w Tokio, bo potem wspólnie wielokrotnie zwiedzali japońskie zabytki. Ale o ile obaj zachowywali się w stolicy Japonii jak dżentelmeni, to politycznie znajdowali się na antypodach. To starcie wygrał Dmowski, który przekonał japońskich polityków, że wywołanie powstania w Polsce jest właściwie niemożliwe, a na pewno niemożliwy jest sukces powstańców. Dmowski tłumaczył, że Rosja utopi powstanie we krwi, a zwycięstwo pozwoli carowi przerzucić oddziały wojskowe na Daleki Wschód i tym samym będzie dla Japonii niekorzystne. Plan powołania legionu polskiego i finansowania PPS w zamian za szeroko zakrojoną akcję sabotażową, przedstawiony przez Piłsudskiego, trafił do kosza.

Wcześniej jednak, bo w 1900 roku Piłsudski został aresztowany. Trafił do słynnego warszawskiego X Pawilonu, z którego ucieczka zdawała się niemożliwa. Zaczął więc symulować obłęd licząc, że zostanie przeniesiony do szpitala, z którego znacznie łatwiej będzie się wydostać na wolność. Po kilku miesiącach jego plan zaczął się realizować. W maju 1901 roku udało mu się uciec ze szpitala w Petersburgu. Ten wyczyn odbił się w Rosji i na ziemiach polskich szerokim echem, zdobywając Piłsudskiemu spory rozgłos i autorytet.

W 1905 roku w Rosji wybuchła rewolucja. Działacze PPS nie bardzo wiedzieli, jakie przyjąć wobec rewolucji stanowisko. Piłsudski był zdania, że protesty powinny posłużyć do wywołania powstania narodowego i walki o niepodległość. Jego przeciwnicy chcieli z kolei wspólnej walki z rosyjskim ruchem rewolucyjnym. Po upadku rewolucji, Piłsudski został z PPS wydalony, a już dwa lata później współtworzył Związek Walki Czynnej, którego celem było uzyskanie przez Polskę niepodległości. To był ten moment, w którym Józef Piłsudski wysiadł z tramwaju socjalizm na przystanku niepodległość.

Nadzieję na jej odzyskanie dał konflikt o Bośnię i Hercegowinę. Wojna, w której zaborcy staną po dwóch stronach barykady, wydawała się nieunikniona. Konflikt udało się jednak zażegnać. Ale ferment w polskim społeczeństwie zaczął narastać, a Piłsudski robił wszystko, aby przygotować się do pewnego jego zdaniem starcia zaborców. Dlatego współtworzy organizacje paramilitarne – Strzelca w Krakowie i Związek Strzelecki we Lwowie, które podlegają Wydziałowi Związku Walki Czynnej.

.

Wielka Wojna

Gdy latem 1914 roku wojna wreszcie wybucha, Piłsudski zarządza mobilizację oddziałów strzeleckich. Na początku sierpnia, w krakowskich Oleandrach, zostaje sformowana kompania kadrowa, która przekracza granicę Królestwa Polskiego. Ale wbrew oczekiwaniom, jego mieszkańcy nie witają polskich żołnierzy z entuzjazmem. Przeciwnie. Wrażenie klęski potęguje się jeszcze po rozwiązaniu przez władze austriackie drużyn strzeleckich.

Polish-soviet_war_1920_Polish_defences_near_Milosna,_AugustRatunkiem okazuje się zawiązany w sierpniu 1914 roku Naczelny Komitet Narodowy, który dzięki porozumieniu z naczelnym dowództwem armii austriacko-węgierskiej powołuje Legiony Polskie. Józef Piłsudski zostaje dowódcą najpierw 1 pułku Legionu Zachodniego, a następnie I Brygady. Jednocześnie tworzy tajną Polską Organizację Wojskową.

Piłsudski szybko jednak dochodzi do wniosku o nieuchronnej klęsce państw centralnych i dlatego w 1916 roku składa dymisję ze stanowiska dowódcy I Brygady. To wywołuje kryzys, który potęguje się jeszcze na żądanie złożenia przez wszystkich legionistów nie posiadających austriackiego obywatelstwa, przysięgi na wierność cesarzowi Karolowi I Habsburgowi. Polacy masowo rezygnują z udziału w Legionach, które wkrótce zostają rozwiązane. Sam Piłsudski, aresztowany, trafia do twierdzy w Magdeburgu.

Wyjdzie z więzienia w listopadzie 1918 roku i dziesiątego dnia tego miesiąca przybędzie do Warszawy, a następnego dnia przejmie władzę od Rady Regencyjnej. Wkrótce podporządkowują się Piłsudskiemu inne ośrodki władzy, między innymi rząd lubelski premiera Ignacego Daszyńskiego oraz Polska Komisja Likwidacyjna. W końcu listopada 1918 roku Józef Piłsudski zostaje mianowany Tymczasowym Naczelnikiem Państwa, a na początku 1919 roku Sejm powierza mu stanowisko Naczelnika Państwa, które ma sprawować do przyjęcia konstytucji.

Rozpoczyna się odbudowa państwa, którym 123 lata wcześniej zawładnęły Rosja, Niemcy i Austria. Gigantyczne wyzwanie, które „nie miało prawa się udać”. Maciej Rataj, później wieloletni marszałek Sejmu, ludowiec, wspominał po latach: „Od początku przykładałem się pilnie do pracy, sumiennie studiowałem sprawy, które miały być decydowane, uchodziłem za jednego ze zdolniejszych posłów, a jednak nie bez politowania patrzę dziś na siebie z owych czasów i nie bez pewnych wyrzutów sumienia, iż z ówczesnym horyzontem byłem jednym z tych, od których zależał los państwa. Jeśli sobie uświadomię, że i mężowie stanu zasiadający w pierwszych rzędach poza zapałem i dobrą wolą na ogół i z małymi wyjątkami mało byli przygotowani do rządzenia, jeśli sobie uprzytamniam, iż aparat urzędniczy, biurokracja (poza Małopolską) była doraźną improwizacją – to chyba nadzwyczajnemu szczęściu Polaków muszę przypisać to, iż państwo jakoś przebrnęło przez ten okres”. Ale się udało. W lwiej części dzięki Piłsudskiemu.

.

Na wschód…

W kwietniu 1919 roku Naczelnik Państwa rozpoczął kampanię wojenną, której celem było odzyskanie wschodnich rubieży Rzeczpospolitej zagrabionych przez Rosję podczas rozbiorów. Polskie wojska zajęły Wilno, a kilka miesięcy później także Mińsk i wreszcie Kijów. Ale do rozprawy z „pańską Polską” ruszyła armia bolszewicka. I parła do przodu tak skutecznie, że młoda, ledwie się Pilsudski_1910_1920_LOC_hec_14263_restoredwykluwająca polska państwowość zaczęła się chwiać w posadach. Sytuacja była naprawdę dramatyczna. „Było to pospolite ruszenie, które raczej samorzutnie i wskutek nawyku nabytego w ciągu kilku lat wojny układało się, przynajmniej zewnętrznie, w pewne formy organizacji wojskowej – pisał Maciej Rataj, który peregrynował wówczas po jednostkach polskiej armii. – Poza tym oddziały, bataliony, pułki były odrębnymi folwarkami gromadzącymi własnym przemysłem ludzi, dobytek wojskowy i niewojskowy, gdzie się dało i jak się dało”. A Wincenty Witos, w sierpniu 1920 roku szef rządu, tak w swoich dziennikach wspominał naradę, na którą w gronie dwóch jeszcze ministrów został wezwany do Piłsudskiego 10 lub 11 sierpnia. „Naczelny Wódz był mocno skupiony, przybity, niepewny, wahający się i mocno zdenerwowany. W rozmowie, którą sam rozpoczął, był niesłychanie ostrożny, a dotykając spraw bieżących stawiał raczej bardzo smutne horoskopy. Twierdził, że stawia na ostatnią kartę, nie mając żadnej pewności wygranej”. Później, jak twierdzi Witos, Komendant wyciągnął napisany na czterech kartkach list ze swoją dymisją. List trafił do premiera, który miał go otworzyć i udostępnić opinii publicznej w odpowiedniej chwili. „Nigdy nie miałem zupełnego zaufania do Piłsudskiego, czułem jakieś niezrozumiałe może nawet uprzedzenie, byłem zadowolony, jak nie musiałem się z nim stykać. Poza tym uprzedzeniem nie mogłem się pogodzić z jego posunięciami politycznymi, szczególnie w okresie rządów Moraczewskiego, musiało mnie razić jego stanowisko w sprawie obrony Małopolski Wschodniej, upór przy swoim sposobie tworzenia armii, stare, często bardzo niesympatyczne praktyki z Legionów, błędy szczególnie w czasach ostatnich popełnione, tak wyraźne i tak bardzo kosztowne – to jednak wtenczas widząc u niego wielką troskę odbijającą się wprost na twarzy, szczerość w rozmowie, głęboką obawę o wolność i całość Ojczyzny, miałem wrażenie, że się grubo mylą ci wszyscy, którzy mu robią zarzuty lekkomyślności, a nawet zdrady i że ja sam byłem także czasem w błędzie, posądzając go o osobiste ambicje i brak dobrej woli”.

Sytuacja była tym trudniejsza, że po początkowych klęskach coraz liczniejsza była grupa tych, którzy zaczęli wątpić w zwycięstwo. I wcale nie siedzieli z założonymi rękoma. Sam Piłsudski w książce „Rok 1920” ocenił to następująco: „Pan Tuchaczewski chce porównywać swój marsz ku Warszawie z marszem Niemców ku Paryżowi. I tam niechybnie powstać musiał front wewnętrzny, front nieodpieranego rozumu bezsilności i mędrkowania tchórzów i słabych, lecz Paryż, który tyle prób w historii swojej zwycięsko przebył, nie był Warszawą, ledwie wyłonioną z błota wiekowej niewoli – niewoli, gdy wiek cały triumf święciły rozum bezsilności i mędrkowania tchórzów. Więc front wewnętrzny był silniejszy niż w 1914 roku w Paryżu, a opór przeciwko podszeptom trwogi i natchnieniem bezsilności był mniejszy i słabszy”.

Ale jeszcze raz okazało się, że to Komendant miał rację. Że „Komendant wie lepiej”. W połowie sierpnia doszło do decydującej bitwy w okolicach Warszawy, która zakończyła się wielkim polskim triumfem i uratowała Europę przed międzynarodową rewolucją komunistyczną.

.

Marszałek

W 1921 roku Józef Piłsudski otrzymał buławę marszałkowską. Rok później zrezygnował ze starania się o urząd prezydenta RP wybieranego przez Zgromadzenie Narodowe, które ostatecznie powierzyło tę godność Gabrielowi Narutowiczowi. Pod wpływem rozpętanej przez ugrupowania prawicowe nagonki, w grudniu 1922 roku Narutowicz został zastrzelony przez Eligiusza Niewiadomskiego. W zaognionej do czerwoności atmosferze Piłsudski został szefem Sztabu Generalnego, a funkcję premiera powierzono wywodzącemu się z Legionów generałowi Władysławowi Sikorskiemu.

Jozef_PilsudskiPod koniec 1923 roku Piłsudski, zniesmaczony sytuacją polityczną, zrezygnował ze sprawowanych funkcji – szefa Sztabu Generalnego oraz przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej – i zaszył się w Sulejówku, gdzie spędził następne 2,5 roku. Jego opinię na temat panującego w kraju porządku można odnaleźć w liście do Ignacego Daszyńskiego: „Dotychczasowe stosunki w Polsce przypominają raczej burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może. (…) Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski. Każda gropka, każdy Polaczek, zachęcony przykładem z góry, czuje się w obowiązku przed każdym oficerem obcym, przed każdym korespondentem zagranicznego pisemka meldować się i pokornie wyłuszczać swoje planiki w kwestiach polityki zagranicznej, jakie mu tylko do łba strzelą”. To wtedy powiedział też, że coraz mniej może liczyć na ludzi, bo „kariery, posadki… Wszystko to wiecie – wielki bur…, kloaka… Nie ma tam co robić, zostawiłem to świństwo, niech się własnym smrodem udusi… Udusić się musi i przedtem nie wrócę…”.

Nie wytrzymał. Powrócił do władzy w maju 1926 roku, w wyniku zbrojnego zamachu, a kilkanaście dni później Zgromadzenie Narodowe powierzyło mu mandat prezydenta. Tyle tylko, że Marszałek wyboru nie przyjął. Podziękował tym, którzy na niego głosowali, ale podziękowania skierował też do osób przeciwnych powierzeniu mu najwyższej godności w państwie. „Niestety, przyjąć wyboru nie jestem w stanie. Nie mogłem wywalczyć w sobie zapomnienia, nie mogłem wydobyć z siebie aktu zaufania, i do siebie w tej pracy, którą już raz czyniłem, ani też do tych, co mnie na ten urząd powołują. Zbyt silnie w pamięci stoi mi tragiczna postać zamordowanego Prezydenta Narutowicza, którego nie zdołałem od okrutnego losu ochronić, zbyt silnie działa na mnie brutalna napaść na moje dzieci. Nie mogę też nie stwierdzić jeszcze raz, że nie potrafię żyć bez pracy bezpośredniej, gdy istniejąca konstytucja od Prezydenta taką właśnie pracę odsuwa i oddala”. Słowa Piłsudskiego były kompletnym zaskoczeniem, nawet dla jego bliskich współpracowników, o takim zamiarze wiedziało ledwie kilku jego najbliższych, politycznych przyjaciół. Urząd prezydenta powierzono Ignacemu Mościckiemu, a sam Komendant został premierem, aby później kontentować się funkcją ministra spraw wojskowych i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Ale to w jego rękach spoczywała realna władza.

Piłsudski osiadł w Belwederze, choć nie była to podówczas najbardziej reprezentacyjna siedziba w Warszawie. Ze spokojem mógł wybrać inny gmach, ale Belweder otaczała legenda z czasów jego naczelnikowania. „Są bowiem na świecie różnego rodzaju wodzowie. Są działacze, którzy ukazują się narodowi jawnie i publicznie i w tym stałym kontakcie, ciągłym przemawianiu i pokazywaniu się wykuwają swoją wielkość. Są działacze, którzy prowadzą całą akcję w ukryciu, tajemniczo, rzadko ukazują się przed ludem, pozwalają jedynie swoim wielbicielom snuć legendę o sobie. Im mniej przemawiają publicznie, tym mistyczniej brzmi legenda o nich, tym więcej kursuje plotek i baśni i wszystko razem składa się na ich wielkość. (…). Łatwiej jest wykuć sobie w ten sposób legendę wojskowym, panom życia i śmierci swoich podwładnych, wychowanych w atmosferze tajemnicy i karności. W ten sposób żył i rządził Napoleon Bonaparte, często gburowaty dla swoich generałów, zawsze serdeczny i uprzejmy dla swoich sierżantów” – pisał w wydanej w Paryżu na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku książce „Od Witosa do Sławka” Bernard Singer.

.

Belweder

Piłsudski mieszkał w Belwederze i budynku Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, gdzie zajmował niewielkie, kilkupokojowe mieszkanko. Żył skromnie. Nie ciągnęły go hedonistyczne zabawy. Z rzadka dawał się skusić na kieliszek alkoholu, kuchnię lubił prostą, zupełnie pozbawioną wyszukanych potraw, obce mu było zamiłowanie do drogich ubrań, bo z reguły nosił, nierzadko cerowaną, szarą mundurową bluzę. Dużo za to palił, pił mocną herbatę. Czasem w jego pokoju, albo w salonie w Belwederze ustawiano aparat do wyświetlania filmów, które lubił oglądać w towarzystwie rodziny i adiutantów. Pracował długo w noc, często nawet do świtu i ten tryb życia mocno komplikował życie. Zaproszony do Marszałka na 2,00 w nocy książę Janusz Radziwiłł długo zastanawiał się, jak powinien ubrać się na tę wizytę.

Jozef_Pilsudski_12.12.1916Za najlepszego poetę uważał Piłsudski Słowackiego, cenił także Wyspiańskiego. Na tych poetów często powoływał się w swoich mowach. Natomiast nigdy nie odwoływał się do Sienkiewicza, co zaskakujące, bo właśnie jego książki były wśród legionistów kanonem. Tak pisał o Sienkiewiczu jeden z najbliższych Piłsudskiemu ludzi, Bolesław Wieniawa Długoszowski: „To on – to jest ten człowiek, który mej młodości dał wrażenia najgłębsze, najżywsze, niezapomniane. On, z którego książkami nie rozstawałem się przez całe lata – kochałem wskrzeszonych przez niego w moje życie żołnierzyków i junaków osławionych – zazdrościłem im na jawie, a towarzyszyłem w snach, w nieskończenie długim cyklu przygód, wyjawiałem Kmicicowi w porę zdradę Janusza Radziwiłła, odbijałem dlań Bogusławowi Oleńkę, jeździłem z panem Zagłobą za Jarholik po Helenę Kurcewiczównę, ratowałem od męczeńskiej śmierci Longina Podbipiętę. Przez niego brałem w gimnazjum dwóje z niemieckiego i z greki, przez niego przesiedziałem tyle razy w niedzielę w karcerze za czytanie tych rycerskich opowieści podczas nauki, ale dzięki niemu – przede wszystkim dzięki niemu – nie utonąłem w szarzyźnie i białkowości uczuciowej, nie uwierzyłem, że najpiękniejszym czynem patriotycznym jest podwojenie dochodów, a jedynie mądrymi radami są wskazania w tak popularnych u nas przysłowiach jak te, które uczą, że pokorne cielę dwie krowy ssie (a ćpały nas wtedy trzy świnie), że czasem i diabłu trzeba zapalić świeczkę… i w to rozgrzeszające wszystkich podłości i wszystkie słabości trudno mój kochany, cóż robić – życie to jest życie”. Może Piłsudski znielubił Sienkiewicza, gdy dowiedział się, jakie powitanie zgotował on legionistom podczas wojny światowej? Musiał przecież znać tę opowieść, skoro zbaczając nieco z wojennego szlaku dworek pisarza odwiedził właśnie Wieniawa. Został przyjęty przez pisarza w bocznym pokoju i usłyszał, że legionistom trzeba współczuć, skoro idą ramię w ramię z Niemcami. „Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski” – odparł pierwszy szwoleżer II Rzeczpospolitej.

Wolny czas spędzał Piłsudski najczęściej z córkami, albo stawiając pasjansa. We wczesnych latach chętnie grał też w winta, ale z czasem niemal zupełnie z niego zrezygnował.

.

Ale Komendanta już nie było…

Józef Piłsudski zmarł na raka wątroby 12 maja 1935 roku. Po jego śmierci rozpadł się obóz piłsudczykowski. Panowie wzięli się za łby. Nie potrafili radzić sobie bez Komendanta. Obóz piłsudczyków, bardzo zwarty za życia Marszałka, rozpadł się po jego śmierci. Już w chwili śmierci członkowie grupy poczuli, że wiele się zmieniło. Kilka miesięcy po pogrzebie Komendanta, podczas posiedzenia Rady Gabinetowej, Walery Sławek powiedział: „Musimy zastanowić się nad nową sytuacją, jaka wytworzyła się po śmierci Marszałka Piłsudskiego. Czuliśmy się jego podkomendnymi. To dawało nam duże ułatwienie pracy. Jego autorytet dawał nam posłuch w społeczeństwie, a dla siebie mieliśmy przeświadczenie, że najważniejsze zagadnienia państwowe on ma w swojej pieczy. Ten stan rzeczy uległ zmianie. Pragnę ostrzec Panów przed pierwszymi niebezpieczeństwami, które możemy nieopatrznie spowodować. Już w przewidywaniu zbliżającej się katastrofy ujawniły się próby naradzania się z przyjaciółmi nad tym, co wtedy nastąpi. Były one objawieniem naszego niepokoju, ale mogły wprowadzić na drogi niebezpieczne. Naradzanie się, choćby z bliskimi przyjaciółmi nie tylko uprawnia, ale i pobudza do tego, by się tworzyły i ciągle naradzały między sobą nad losami Państwa różne grupy ludzi – zarówno naszych przyjaciół, jak i naszych przeciwników. Powstawanie różnych projektów i uwag na temat, jak należy państwem rządzić, mogłoby tylko powiększyć chaos. Na to pozwolić nie możemy. Oparcie się o uprawnione do tego na mocy Konstytucji organy Państwa jest jedyną właściwą drogą do zabezpieczenia przeciwko anarchii”.

Aleksander Prystor, premier, współpracownik Piłsudskiego z PPS, Legionów i POW wspominał później, że „jeżeli stawiał po śmierci Marszałka jakiś problem Sławkowi, to miał wrażenie, że Walery sięgnie za chwilę do telefonu, by prosić Komendanta o przyjęcie”. Ale Komendanta już nie było…

.

Piotr Gajdziński

Tekst jest fragmentem książki Piotra Gajdzińskiego „Sztuka przywództwa. Piłsudski”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.

 

Komentarze