O tym co jedli żołnierze armii bolszewickiej w 1920 roku, czym opychał się Nikita Chruszczow, jak tańczono u Stalina i opychano się niedźwiedziem opowiada publicysta Piotr Gajdziński, autor m.in. „Sztuki przywództwa. Piłsudski”.

 

Co jedzono podczas wojny w 1920 roku?

Konarmiya Polish-Soviet War 1920Zależy oczywiście w której fazie wojny, ale generalnie w tamtym czasie wojska jadały mało i nieregularnie. Był to okres wojny mobilnej, czyli oddział pierwszorzutowe często zapędzały się za daleko, a obwody nie nadążały. W związku z tym żołnierze żywili się najczęściej tym co zastali na miejscu. Po prostu grabiono miejscową ludność ze wszystkiego co dało się zjeść.

Wojska rosyjskie jadały bardzo niewiele i były zdane tylko na to co udało się wyrwać mieszkańcom terenów, przez które przechodzili. Trzeba pamiętać, że tym okresie, a dokładnie w latach 1918-1921, w Rosji zmarły 23 miliony ludzi. To dwa razy więcej niż liczba zabitych i rannych w całej I wojnie światowej. Gigantyczna, niewyobrażalna ilość ludzi, która była ofiarami morderstw, ale przede wszystkim głodu.

Cechą charakterystyczną wszystkich wojen, a tej chyba przede wszystkim, była możliwość grabienia czego tylko się da. W Rosji panował w tamtym okresie głód, który wywołała rewolucja październikowa i wojną domową. Dla wielu z rosyjskich żołnierzy, wojna z II Rzeczpospolitą była po prostu okazją do najedzenia się. Choć brzmi to szokująco, to bardzo wielu sowieckich żołnierzy, którzy w 1920 roku maszerowali na Warszawę, uważało wojnę za najlepszy okres swojego życia. Mieli dostęp do większej ilości jedzenia, niż kiedykolwiek wcześniej, a bardzo często i później. To zjawisko nasili się jeszcze podczas II wojny światowej.

 

Czy w wojsku rosyjskim oficerowie jedli inaczej niż szeregowcy?

Nawet jeśli, to minimalnie lepiej. Oczywiście dotyczy to oficerów niższych rangą, bezpośrednio biorących udział w działaniach na froncie. Natomiast zupełnie inaczej wyglądało to jeśli myślimy o wyższych oficerach czy komisarzach partii bolszewickiej. Tam jadano na carskich lub szlacheckich serwisach i to bardzo, ale to bardzo dobrze. Zawsze w Rosji było ogromne rozwarstwienie społeczne, wbrew temu co zakładała ideologia komunistyczna.

10_76e267ff3fd467414b5f6cffb488f30bDla przykładu: w latach trzydziestych Nikita Chruszczow, który nie zaliczał się jeszcze wówczas do najwyższego kręgu sowieckiej kamaryli, mieszkał w Moskwie w słynnym „Domu nad rzeką Moskwą”, który później rozsławił swoją powieścią Jurij Trifonow. I miał tam do dyspozycji sześcioosobowe mieszkanie wyposażone w centralne ogrzewanie, gaz, gorącą wodę (przez 24 godziny na dobę), telefon, dwie windy na jednej klatce. Za sąsiadów miał marszałka Tuchaczewskiego oraz Dymitrowa, szef Komitermu. Do jego dyspozycji było auto z kierowcą, dostęp do specjalnych sklepów. Dodatkowo, jak sam przyznaje w swoich pamiętnikach, podczas przerw w pracy na Kremlu opychał się kanapkami, kiełbasami, kwaśną śmietaną i słodką herbatą, która była wówczas w ZSRR prawdziwym cymesem. W tym czasie zwykli Rosjanie, robotnicy i chłopi, nie bardzo mieli co włożyć do gara. Nie ma tu żadnej przenośni – po prostu umierali z głodu. Tymczasem bolszewicka szarża opychała się w legendarnej kremlowskiej stołówce, którą uważano za „najlepszą restaurację świata”. I owa restauracja wydawała też posiłki na wynos, na przykład w niedziele. Jedzenie dostarczano najważniejszym funkcjonariuszom partii bolszewickiej bezpośrednio na domowy stół. No, chyba że akurat zażywali odpoczynku w jednym z podmoskiewskich kurortów. Tam, jak wspominał później jeden z partyjnych funkcjonariuszy, „stoły uginały się pod ciężarem win i najróżniejszych mięs, a każdy mógł zjeść tyle ile zapragnął”.

Do prawdziwych kulinarnych orgii dochodziło na przyjęciach organizowanych przez Stalina w jego willi w Kuncewie lub na Kremlu. Jakub Berman, stalinowiec, opowiadał o tych przyjęciach Teresie Torańskiej. Zapamiętał znakomitą pieczeń z niedźwiedzia, ogromne ilości win, przede wszystkim gruzińskich, baterię wódek. Stalin wygłaszał toasty, później nastawiano płyty z gruzińską muzyką. Berman opowiadał, że kiedyś musiał tańczyć z Mołotowem. To zresztą dziwne, bo Chruszczow także kazał tańczyć swoim akolitom. Kiedyś podczas wizyty w Egipcie zmusił do tańca marszałka Greczko, potężne chłopisko, który był dowódcą wojsk Układu Warszawskiego, ministrem obrony ZSRR i członkiem Biura Politycznego KC KPZR. Nie wiem, czy w tych tańcach posłanka Kempa lub ksiądz Oko nie dopatrzyliby się elementów genderyzmu.

Mówi się o tym jak „zabawiała się” armia rosyjska na zdobywanych terenach. Czy rzeczywiście tak było?

6a00d83451d46969e200e54f6ba27f8833-800wiTak, przemarsze wojsk to zawsze największe nieszczęście. Sowiecka armia w 1920 roku była właściwie pozbawiona dyscypliny, zwłaszcza jednostki, którymi dowodzili bolszewicy, a nie, wtedy jeszcze dość liczni, oficerowie dawnej armii carskiej. To się nasiliło podczas II wojny światowej. Tym bardziej, że w miarę posuwania się na Zachód, coraz większą część żołnierzy stanowili już nie Rosjanie, ale mieszkańcy republik azjatyckich. Ludzie wyrwani ze skrajnie trudnych warunków, wychowani w innym kręgu cywilizacyjnym, innej – jeśli w tym wypadku można użyć tego słowa – wrażliwości, którzy nie znali żadnej dyscypliny. Ich uwaga była skoncentrowana na trzech rzeczach: chcieli przeżyć, chcieli się napić i chcieli kobiet. Byli na obcej ziemi, zupełnie im nieznanej. Po przekroczeniu dawnej granicy Związku Radzieckiego uważali, że to wrogie tereny, że oto wkraczają w obszar „pańskiej Polski” i to usprawiedliwia ich nawet najgorsze ekscesy. A potem były Niemcy, więc obszar wroga, który wymordował miliony obywateli Związku Sowieckiego i trzeba się na nim mścić. Grabienie, gwałty – to była także zemsta za poczynania armii niemieckiej na wschodzie. Tego nauczyła ich sowiecka propaganda.

Armia Czerwona zadomowiła się później w Polsce na długie lata. Ostatni radziecki żołnierz opuścił Polskę dopiero w 1993 roku?

– Tak, 17 września 1993 roku, choć jeszcze przez kilka miesięcy pozostawała w Polsce grupa około 7 tysięcy rosyjskich żołnierzy zabezpieczająca wycofywanie jednostek wojskowych z Niemiec. Pod koniec tego okresu w Polsce stacjonowało 60 tysięcy sowieckich żołnierzy, wcześniej ich liczba sięgała pół miliona. Wszyscy wiemy, że jednostki wojskowe ZSRR były w Legnicy, gdzie od 1984 roku mieściło się dowództwo Układu Warszawskiego, i w Bornem Sulinowie, ale takich miejsc było 68, między innymi Żagań, Chocianów, Brzeg, Lubin, Oława, Wschowa, Rembertów… Armia Czerwona zajmowała w Polsce ponad 4 tysiące budynków, ponad 60 tysięcy hektarów używała jako poligonów.

1392599977393I właściwie były to obszary eksterytorialne. Polacy, nawet wojskowi, nie mieli tam dostępu. Generał Tadeusz Pióro, gdy był szefem sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego, raz w ciągu pięciu lat został zaproszony do Bornego Sulinowa. Pokazano mu koszary jednego batalionu, oczywiście specjalnie na tę wizytę przygotowane, a następnie zaproszono na obiad. Opowiadał później, że na tym obiedzie „ilość jadła i alkoholu wielokrotnie przekraczała możliwości największych obżartuchów i pijaków”. Zwykli sowieccy żołnierze oczywiście jadali dużo gorzej, ale przyzwoicie – w końcu jednostki stacjonujące w Polsce to były wojska pierwszorzutowe, które miały maszerować na Zachód, aby wymoczyć nogi w Atlantyku.

Przez ponad dziesięć lat była to właściwie armia okupacyjna, dopiero w 1956 roku Gomułka podpisał z ZSRR umowę regulującą pobyt Armii Czerwonej w Polsce. Ale to był tylko papier, z którego niewiele wynikało.

 

Rozmawiała Katarzyna Zarówna.

Komentarze