Wyprawa do sklepów może nas mocno zaskoczyć. Przeglądając półki i oglądając towary znajdujemy tam produkty, które powinny być z Polski, a nie są. Nie chodzi mi tutaj o komputery, sprzęt AGD lub ubrania. Chodzi o żywność, w której podobno jesteśmy potentatami i mamy jej na tyle dużo, że musimy ją eksportować.
Świetnym przykładem są jabłka, które stały się prawdziwym symbolem konfliktu z Rosją. Zamknięcie tego rynku przed polskimi producentami stało się problemem na tyle dużym, że zajęły się nim nawet media zajmujące się zwykle sprawami tak ważnych jak jedzenie sałatki w sejmie lub serfowanie na Bałtyku. Pomimo trudności ze znalezieniem zbytu w różnych sieciach znajdziemy owoce, które pochodzą z kompletnie innych krajów. Poza jabłkami istnieje mnóstwo innych przykładów. Kupienie zdrowego i smacznego polskiego czosnku nie jest jakby się mogło wydawać takie łatwe. Poza zwyczajowym importem z chin dochodzi również czosnek portugalski lub hiszpański. Dlaczego tak się dzieje?
.
Dotacje bezpośrednie
Wydawać by się mogło, że do takiej sytuacji w kapitalizmie dojść nie może. Przecież dla sieci spożywczych dwoma najważniejszymi czynnikami w doborze dostawców są przede wszystkim cena oraz jakość produktów. Skoro tak, mamy przecież w Polsce takie firmy jak choćby współpracujący z nami Onix, który spełnia te kryteria, więc dlaczego żywność w sklepach nie zawsze pochodzi z Polski, lecz z Europy Zachodniej? Patrząc po wysokości płac oraz kosztach nie jest możliwe by firmy z Niemiec mogły dostarczyć produkty o cenie niższej od naszych. A jednak. W rozmowie z prezesem firmy Onix, Panem Jakubem Jazdonem dowiedzieliśmy się, że często produkty z importu można kupić w cenie poniżej kosztów produkcji w Polsce. W związku z tym powstaje pytanie jak to jest możliwe, że producentów z Niemiec, Francji, czy Belgii stać na tak niskie ceny? Czy wszyscy w ramach Unii Europejskiej mają rzeczywiście takie samo wsparcie?
Dla polskich rolników wysokość dotacji bezpośredniej do hektara wynosi około 200 euro. Dla porównania kwota w Belgii jest na poziomie 420 euro. Oczywiście dochodzą do tego jeszcze inne dodatki przyznawane w zależności od spełnienia wymogów, jednak już na pierwszy rzut oka widać jak duża jest dysproporcja. Wyższe kwoty obowiązują również we Francji oraz w Niemczech. Zgodnie z zapowiedziami sprzed lat od roku 2014 w całej Unii Europejskiej miały obowiązywać te same stawki dopłat, jednak jak wiemy ze względu na sprzeciw państw zachodnich ostatecznie do tego nie doszło. Dalsze funkcjonowanie tak dużych dysproporcji prowadzi do utrzymywania nierówności pomiędzy krajami. Rolnicy z państw zachodnich mają niesprawiedliwą przewagę nad swoimi biedniejszymi, wschodnimi sąsiadami, co utrudnia zdrową konkurencję. Na domiar złego polscy ministrowie tłumaczyli, że zrównanie dopłat bezpośrednich jest niemożliwe. Jednak zgodnie z założeniami Traktatu o ustanowieniu Unii Europejskiej wszyscy powinni otrzymywać takie same dopłaty, bez względu na to, do którego państwa należą. W latach 2004-2013 obowiązywał podpisany przed wejściem Polski do UE Traktat Akcesyjny, w którym polski rząd zgodził się na niższe dopłaty. Z upływem czasu ich wysokość mała być stopniowo wyrównywana. Obecnie takie działanie planowane jest do roku 2020, jednak czy na pewno do tego dojdzie niestety nie wiadomo. Dotacje bezpośrednie to nie jedyna dziedzina dzieląca rolników na lepszych i gorszych. Prawdziwym ciosem wymierzonym w producentów ziemniaków było nałożenie na obszar całego kraju kwarantanny, która de facto doprowadziła do zniszczenia eksportu tych warzyw. Więcej na ten temat w przeprowadzonym przez nas wywiadzie: Kwarantanna, nowy rodzaj embarga. Same różnice w traktowaniu producentów oraz większe dotacje nie wystarczyłyby jednak do oferowania swoich produktów po tak zaniżonych. Wiemy dobrze, że w odróżnieniu od Polski w krajach zachodnich dotowanie stoczni czy kopalni jest czymś normalnym. W Niemczech przez ostatnią dekadę kopalnie co roku otrzymywały dofinansowanie na kwotę 1,5 miliarda euro. Idąc tym tropem można się spodziewać, że również w kwestii rolnictwa rząd w Berlinie nie pozostaje skąpy. Jest to jedyne logiczne wytłumaczenie w jaki sposób może dojść do sytuacji, w której żywność zza Odry kosztuje mniej niż wyprodukowanie jej w Polsce. W dłuższej perspektywie może to doprowadzić do przejmowania polskiego rynku i bankructwa krajowych gospodarstw, czemu należy przeciwdziałać.
.
.
Sprzedaż bezpośrednia
Problemem dla polskiego rolnictwa są również kłody rzucane pod nogi w kraju. Polska jako jedyne państwo we wspólnocie zakazuje bezpośredniej sprzedaży produktów przetworzonych u rolników. Mówiąc w skrócie jadąc na wieś nie kupimy legalnie domowej, swojskiej kiełbasy lub przetworów. W celu zmiany prawa powstała akcja „Zostawcie w spokoju dobrą żywność”, w ramach której znani kucharze rozdawali za darmo „nielegalne produkty”. Zniesienie zakazu było również jednym z postulatów protestujących w Warszawie rolników. Akcie tego typu doprowadziły ostatecznie do zmiany prawa, które zacznie obowiązywać od stycznia 2016 roku, jednak nadal nie jest wystarczająco korzystne by znacząco zmienić sytuację oraz zachęcić polskich rolników do powrotu do wytwarzania tradycyjnych wyrobów, które można było kupić jeszcze przed wojną.
.
Kupuj rodzime produkty
Utrudnienia, podstawianie nogi i ciągłe kontrole to dla Polaków chleb powszedni. Tym bardziej na przekór temu starajmy się sprawdzać, czy dany produkt pochodzi z Polski. O tym jak to robić pisaliśmy w artykule: Kupuj polskie produkty. Dzięki temu wzmacniamy rodzimą gospodarkę i przyczyniamy się do rozwoju polskiej wsi.
.
Dawid Brandebura